KARPATY MARMAROSKIE 22-29.06.2017
Uczestnicy: Tajemnik, Tadek, Bolo
Ruszamy 22.07 w czwartek ok. 11. Jedziemy przez Poprad, Preszów, Koszyce, Tokaj, Nyregyhazę i Satu Mare. Już w drodze dojazdowej wykuła się metoda obowiązująca przez całą wycieczkę: jeśli już musimy jeść, to chociaż co drugi dzień. Jako pomoce w orientacji Tajemnik ma spis kolejnych numerów dróg, którymi musimy jechać, aby dotrzeć do Sygietu. Niestety, za Satu Mare chwila nieuwagi powoduje, że nagle znajdujemy się na innej niż należało drodze. Nie wiedząc kiedy to się stało, postanawiamy nie wracać, tylko jechać przez Baia Mare, jak pokazują drogowskazy. Droga wiedzie serpentynami przez góry, co sprawia, że Tadek staje się niezwykle ożywiony. (okazało się później, że Bolo miał mapę samochodową w plecaku, lecz na wszelki wypadek postanowił tego nie ujawniać) W Sygiecie jesteśmy przed północą. Robimy kilka kółek po centrum, znajdujemy hotel i idziemy spać. O 14. po śniadaniu w hotelu ruszamy pociągiem w górę Cisy, a potem Wyszowa, zostawiając samochód pod dworcem. Wysiadamy w Bystrej mając plan wejścia na grzbiet graniczny w miejscu zwanym Połoninka (1627m). Po dwóch godzinach marszu znajdujemy kawałek płaskiego miejsca przy ujściu bocznej doliny i rozkładamy biwak. Nazajutrz idziemy jeszcze 3,5km doliną i stajemy przed krótkim, ale bardzo stromym zboczem Połoninki. Zakosami, w wielkim trudzie pokonujemy prawie 700m w pionie i 1,5km w poziomie. Pod wypłaszczeniem grzbietu znajdujemy szeroką drogę trawersującą masyw. Rozkładamy się na niej.Po nocy urozmaiconej beczeniem, szczekaniem, wyciem oraz chrapaniem szybko zbieramy się. Wychodzimy na połoninę w pobliżu stai. Znajdujemy dróżkę, która trawersuje Połoninkę wychodząc na przełęcz pod Żerbaniem (1480m). Musimy pokonać 200m różnicy poziomów prawie pionową przecinką graniczną. Grań jest wąska, momentami skalista , stoki bardzo strome. Schodzimy na przełęcz. Jest tam kilkanaście metrów kw. wolnej przestrzeni, ale na pochyłości. Początkowo myślimy o przetrwaniu nocy bez namiotu, lecz ulewa powoduje, że szybko zmieniamy zdanie. Noc koszmarna zwłaszcza dla Tadka, który miał pod plecami krzak kosówki. Rano ruszamy granią w stronę Popa Ivana. Z tyłu pięknie wyglądający stożek Żerbania ze stromymi halnymi zboczami. Masyw ma 5 wierzchołków, (drugi najwyższy) a po północnyj stronie cztery Kotły w których widać jeziorka i łachy śniegu. Na wschód Połoniny Czywczyńskie i Farkau i Mihailek. Mijają nas zastępy ukraińskich turystów w sandałach lub trepach. Przy zejściu z trzeciego garbu Tajemnik ześlizguje się z gliniastej ścieżki i pada na pysk podwijając sobie nogę. Kontuzja jest poważna. Tadek i Bolo ruszają naprzód aby znaleźć miejsce na biwak i przede wszystkim WODĘ. Tajemnik tyłem podąża za nimi. Po dwu godzinach wraca Tadek z wodą. Jeszcze dwie godziny i Tajemnik jest na przełęczy między Popem Ivanem i Rypą, pokonawszy 1,5km w czasie czterech godzin. Rozbijamy namiot na nierównym terenie, na wielkich kępach trawy. Powoduje to dziwne wrażenie, że nogi leżą wyżej niż głowa, a wstanie jest operacją niesłychanie czasochłonną. Rankiem kolano jest w gorszym stanie i jedynym wyjściem jest zejście w dolinę Krywej (800m niżej) i liczenie na łut szczęścia, czyli jakiś pojazd na dole. Najpierw przechodzimy przez jar strumyka na wielką płaską halę Capul Groszilor(Wielka głowa?) (nocleg w 1989r), dalej drogą zrywkową, a po 2km rozkładamy biwak na małym wypłaszczeniu terenu przy zakręcie drogi. Następnego dnia dochodzimy do pięknego starego płaju i nim w dolinę. Na placu drzewnym stoi cięzarówka do połowy załadowana drewnem. Po godzinie jedziemy nią słuchając kołomyjek z głośnika. Dalej pieszo, a dobrzy ludzie podwożą nas dwoma samochodami pod hotel. Rano jedziemy busem do Ruskowej i 1,5 km pieszo do stacjii w Leordinie. Pochód Tajemnika budzi poruszenie w miasteczku, ciągle ktoś podchodzi proponując pomoc, a pewna staruszka, niewiele młodsza od nas proponuje przewiezienie plecaka rowerem. Pociąg ranny oczywiście nam ucieka. Następuje całkowite rozprzężenie w grupie, czego ilustracją może być fakt, że czekając prawie 10 godzin na pociąg wieczorny, wypijamy po jednym piwie, gdyż knajpa była odległa o 200m, a sklep o 300. O dwudziestej wsiadamy do pociągu do Sygietu, a godzinę później jesteśmy przy samochodzie. Poznajemy go z trudem, gdyż stał pod drzewem, na którym odbywały się ptasie noclegi. Śpimy w tym samym hotelu co poprzednio, a ranem ruszamy do domu. Prowadzi Tajemnik, mimo iż do obsługi trzech pedałów miał tylko jedną nogę.
Na koniec jeszcze widok spod
FARKAU na masyw Popa Ivana. Zdjęcie sprzed 15 lat.

Powrót