Bieszczady, 9 - 16 październik 2007
Uczestnicy: Tajemnik, Bolo, Rudy
Wyjeżdżamy pociągiem nocnym do Przemyśla, potem busem na przejście graniczne. Przechodzimy pieszo. Zaraz za przejściem stoi autobus do Sambora. W Samborze na stacji kolejowej jesteśmy 10 min. przed odjazdem pociągu do Sianek. W pociągu miła atmosfera, prawie jak na Placu Rybnym w Będziniu. Głośno okazujemy swoje zadowolenie z życia co powoduje, że przyłącza się do nas miejscowy podróżnik, który zamiast łyżki w cholewie ma kieliszek za pazuchą. O 14 jesteśmy w Siankach. Mgła, siąpiący deszcz. Wychodzimy na asfald do Użoka a po chwili skręcamy na drogę gruntową ze znakami żółtymi. Po paruset metrach dochodzimy do lasu i rozkładamy biwak. Śpimy czternaście godzin.
Środa Mgła, widocznośc do stu metrów. Idziemy dalej drogą, na drzewach znaki turystyczne żółte. Po kilkuset metrach skręcamy w prawo na grzbiet wododziałowy, którym biegła kiedyś granica z Węgrami. Po pewnym zamieszaniu co do kierunku marszu (prawo? lewo?) wybieramy właściwy i ruszamy. Polanki, lasy bukowe z domieszką świerka. Na jednej z polan zbieramy prawdziwki - całą reklamówkę. Droga staje się ścieżką, którą wspinamy się prawie pionowo (ok. 50m ) na prawie poziomy grzbiet Hrebenicz (1040m n.p.m.) po to aby po kilometrze zejść tyle samo w dół. Po zejściu na polany Budkowskie palimy ognisko, szukamy wody, gotujemy herbatkę i napawamy się, mając przed sobą kopę Błyścy (1047m). Trochę wyżej nareszcie widzimy połoniny - od Kińczyka Hnilskiego po Ostry Wierch. W dole mamy wieś Hniłą, obecnie zwaną Karpatskoje. Odkrytym grzbietem wędrujemy w stronę Kńczyka. Znaki żółte z nami. Od Kruchłej 987m wchodzimy w las. Z polanek widoki na przeł. Użocką i grupę Halicza. Postanawiamy trawersować Kińczyk. Jest to jeden z typowych skrótów które tak uwielbiamy. Dochodzimy do drogi z Hniłej i wspinamy się nią na grzbiet osiągając go już za szczytem Kińczyka 1116m n.p.m.. Rozkładamy biwak i smażymy grzyby. Las dochodzi do ścieżki grzbietowej, więc jes dużo opału. Zimno jak cholera. Gwiazdy zlewają się w jedną Drogę wiszącą, zdaje się, tuż nad wierzchołkami drzew. Widok niezwykły.
Czwartek Obniżamy się na przełęcz(1103m.) i podchodziny na Starostynę (1228m.) (Bolo daleko w przodzie. ) Ze Starostyny schodzimy na przeł. Chresty (1109m)i po długim podejściu przez Żurówkę 1228m. wchodzimy na Behar 1260m. Tutaj dłuższy odpoczynek i posiłek. Dalej prawie płasko połoniną Listkowania(1248m) na przeł. Ruski Put 1218 m. (Bolo majaczy w oddali) Teraz grzbiet podnosi się na Wielki Wierch 1309m. W kierunku południowym nad dol. Zdeniówki (Żdeniwki) widać masyw Ostrej Hory, wznoszący się 900m nad doliną, a za nią olbrzymi płaskowyż Poł. Równej. Ze szczytu schodzimy zwężającym się grzbietem. Widząc szary wał chmur zbierający się od południa, schodzimy kilkadziesiąt metrów z grzbietu na widoczną płaskoć i rozbijamy namiot. Bolo leci po wodę. Zaczyna padać, a za chwilę lać. Bolo przynosi wodę w baniaku, jeszcze więcej w butach, galotach i kurtce. Gotujemy w namiocie.
Piątek. Nad ranem przestaje padać, ale widoczność zerowa. Ruszamy grzbietem w stronę Ostrego Wierchu 1294m. Grzbiet miejscami wąski, fragmentami skałki. Zaczyna się przejaśniać. Z Ostrego Wierchu grzbiet skręca na południe i biegnie połogo na wys. ok. 1300m. Jedyne większe podejście na Zełemeny 1306m. (jest pomysł aby Bola spętać) Po sześciu kilometrach od Ostrego Wierchu stajemy w siodle pod Pikujem. W połowie podejścia zostawiamy plecaki. Na szczycie oglądamy skałki i urwiska oraz rozpatrujemy możliwość zejścia pd-zach. ramieniem do Żdenowa. Rudy wypatruje jednak drogę poniżej siodła w kierunku pd-zach. do wsi Szerbowiec. Schodzimy stromo połoniną, potem starym lasem bukowym, w końcu carynkami do wsi z widokami na Pikuj. Na drzewach żółte znaki. Miejscowa Lidka otwiera sklep. Od sklepu widok na Poł. Ostrą. Jest wszystko co trzeba. Po zakupach ruszamy drogą wzdłuż potoku. Znajdujemy łączkę wygoloną przez krowy. Biwak 4.
Sobota, dzień piąty. Dochodzimy do doliny Zdeniówki, przekraczamy rzekę i podchodzimy do grzbietu wiodąceego w stronę Poł. Równej. Początkowo smutny świerkowy las, wyżej piękne buki, zadziwiająco wiele jesionów. Droga równomiernie się wznosi. (postanawiamy w nocy nakłaść Bolowi kamieni do plecaka) Znów żółte znaki. Dochodzimy do wzniesienia Tri Chotari (1028) łączącego się grzbietem z Ostrą Horą. Grzbiet zarasta gęsty młodnik. Gdyby nie ulubione żółte znaki, trudno byłoby znaleźć drogę. Wychodzimy na wielką polanę z zabudowaniami (na ukraińskiej mapie Zakarpacia miejsce to określone jest jako "konnyj turizm" . Bolo wchodzi do chałupy. Momentalnie wypada z niego dwu ludzi stając (lecz nie mogąc ustać) od nas w bezpiecznej odległości. Po paru minutach rozmowy pokazują nam, gdzie można się rozbić. To koniuchy mający pod opieką stadko 30 klaczy ze źrebiętami Wieczór upływa na rozplanowaniu najbliższych dni.
Niedziela, dzień szósty Zostawiamy namiot i plecaki i ruszamy na Poł. Równą. Po 50 min. podejścia grzbietem, osiągamy granicę lasu z ogromnymi bukami. Połonina porośnięta jest krzakami jałowca i borówczyskami. Od dawna nikt tu nie wypasał, ale widać ślady przemysłowego zbioru borówek, znane nam z Hryniaw. Ogrom połoniny przytłacza. Na szczycie widzimy ruiny budowli wojskowych i drogę z płyt betonowych biegnącą z doliny. Budzą politowanie. Gubi się jednak to wszystko na ogromnej płaszczyźnie połoniny. Z powrotem wybieramy inną drogę. Idzie się nią dobrze, lecz chyba w odwrotną stronę? No to 100 metrów w dół pionowo do strumyka. Po drugiej jego stronie jest droga (oczywiście żółte znaki). Wracamy nią dwa kilometry do obozowiska. Bolo leci po wiktuały (he, he wiktuały) do pastuchów. Zmęczenie mija jak ręką odjął.
Poniedziałek. Pakujemy się i ruszamy w stronę Ostrej Hory. Najpierw drogą wzdłuż strumienia, potem steczką wydeptaną przez konie i stajemy u stóp połoniny. Stromo jak diabli. (Bolowi jednak trzeba uciupać nóżkę) Wreszcie stajemy na grzbiecie Ostrej Hory (Polaneszte, 1326). Biegnie nią wygodna ścieżka. Przechodzimy przez dwa bliźniacze szczyty. (pn 1407m, 6m wyższy od południowego, obniżenie 70m) Tajemnik opóźnia jak może, lecz koniec zbliża się nieuchronnie. Ostatni wierszek Ostrej Hory (Nad Munczelom, 1327) jedni trawersują, inni diretissimują przeżywając zielone piekiełko. Schodzimy bukowym lasem do wsi Niżna Roztoka. Przebieramy się w mniej zużyte stroje i rozpoczyna się powrót - rozmowy o tym co jest, co było, co będzie, przesycone poczuciem zadowolenia z dobrze przeżytych dni.
Dla porządku dodam, że z Niżnej Roztoki do Wołowca jechaliśmy prywatnym samochodem za 200 hrywien (minus woda mineralna i trzy kawy w Wołowcu), z Wołowca do Lwowa pociągiem. O podróży ze Lwowa do Przemyśla lepiej nic nie pisać.

W trzystopniowej skali oceny wycieczek (Udana, Bardzo udana, Jeszcze bardziej udana) Obecna otrzymała ocenę II. Początkowe plany przewidywały jeszcze odwiedzenie Borżawy. Zabrało to by nam jeszcze 4 - 5 dni. ale Tajemnik śpieszył się do roboty, Rudy do Żony, Bolo nigdzie się nie śpieszył, ale na wszelki wypadek nikomu o tym nie mówił.

Wycieczka: 72km, 2.600m pod górę
KONIEC

Powrót