GENEZA
Od wielu lat toczyliśmy dyskusje na temat przyszłości (tzn. starości).
Generalnie dziadersi byli zdania, że starość przynosi ograniczenie wydolności fizycznej, niechęć do
wysiłku i trudów, ogólnie zgrzybiałość. Natomiast wnioski z tego wysnuwano różne.
Niektórzy twierdzili, że należy ograniczyć działalność turystyczną i stopień jej trudności stosownie do wieku.
Np zamiast wspinać się na Popa Ivana, wjechać gondolą na Szyndzielnię (38zł, seniorzy 29), a zamiast płynąć kajakiem iść do tawerny.
Inni uważali, że należy robić dobrą minę i udawać, że nic się nie stało, do kajaka zabierać pampersa, a na Popa Ivana
wychodzić dwa dni wcześniej.
Ponieważ dyskusja zakończyła się consensusem - "niech każdy robi to co lubi" postanowiłem, nie będąc skrępowany koniecznością
dostosowania sę do średniej, zrealizować pomysł który pierwszy raz zaświtał mi w 1984r.
Kajakiem z Oświęcimia do Gdańska.
W trakcie dokładnego rozpracowywania impreza wydała się zbyt banalna, bo pewnie kilka, a może kilkanaście osób robi to corocznie.
Znacznie ciekawsza wydała się próba dotarcia na Mazury.
Odpuściłem też odcinek z Oświęcimia do Krakowa - siedem przenosek przez nieczynne śluzy.
Plan był taki:
1. Wisła 420km 10godz dziennie 6 dni (prąd rzeki +3km/h)
2. Narew + Kanał Zegrzyński 170km 6 dni. prąd -1 do -2km/h
3. Pisa 80km 4 dni. prąd -2 do -3km/h
Jest czwartek, 7 lipiec, godzina 17,
Śluza Przewóz w Brzegach pod Krakowem.
Po małych perypetiach związanych z uwięźnięciem lublina w błotach na brzegu Wisły, wodujemy
93km Wisły.
DZIEŃ PIERWSZY. 7.lipiec
Woda wypełnia całe koryto rzeki, jest jej wg tubylców 0,5 m więcej, niż zazwyczaj o tej porze roku.
Okoliczności nieciekawe, brzegi wysokie na 2m, umocnione kamieniami,za to prąd bystry, kajak gna czasem powyżej 10km/godz.
Po dwóch godzinach dość monotonnego płynięcia zaczynają się pojawiać mielizny, ale o dziwo kamienno-żwirowe.
Na jednej z większych ląduję i zakładam biwak.
Nocleg I. 117km Wisły,przepływ 24km. średnia prędkość 9,2
DZIEŃ DRUGI 8.lipiec.
Dwa km za noclegiem słynna katarakta pod Nowym Brzeskiem. Wyspa, a raczej mielizna kamienna dzieli nurt na dwie części. W prawej więcej wody,
więc tam celuję. Lekkie zgrzytnięcie, gwałtowne przyspieszenie i już jestem na spokojnej wodzie. I po co było myśleć o tym cały wczorajszy dzień?
134km ujście Raby, mało efektowne, natomiast 2km dalej, koło wsi Morsko, ku mojej uciesze Wisła
wyrwała się
na moment z kamiennych kajdan nałożonych przez ludzi.
Lewy brzeg jest oberwany na przestrzeni 200m, a pod prawym usypała 200m żwirową wyspę, na której można
się miło zdrzemnąć. 139km Pierwsza barka na Wiśle. Chyba nieco zapomniana.
Nieco dalej druga.
160km Ujście Dunajca i miasto Opatowiec.
Przeprawa promowa, a przy niej pomnik J. Piłsudskiego, który (jak głosi legenda) wykonał tutaj sławny skok
przez Dunajec, wpadł do wody, przeziębił się i umarł.
Nocleg II. 165km Wisły, przepływ 48km (72), średnia od startu 8,8 km/godz.
DZIEŃ TRZECI. 9.lipiec
W nocy wody przybyło 40cm. Na szczęście wieczorem coś mnie tknęło, i przeniosłem biwak, który początkowo był obok kłody widocznej na zdjęciu
(była 5m od wody), 20m dalej.
Od ujścia Dunajca Wisła wyraźnie potężniejsza, rozlewa się szeroko, tworzy łachy i przymuliska, ale też czasami zwęża się do stu metrów.
169km Most w Nowym Korczynie. Przed mostem żwirownia, barki i pierwszy
pływający pchacz
(ma banderę podniesioną).
184km Wisła rozlewa się na 300m. Na środku łacha na której odpoczywam przez godzinę przykrywszy się
plandeką od wiatru.
193km Most przy wsi Szczucin. Przed mostem chyba większość tego, co pływa po Wiśle.
Nocleg III wreszcie Na PIACHU!. 212km Wisły, przepływ 47km (119), średnia 8,4 km/godz.
DZIEŃ CZWARTY. 10.lipiec
222km Zbliżam się do mostu w Połańcu. Pewne emocje są. Na tablicy przy brzegu nr telefonu Zawiadowcy
Sztucznego Progu. Dzwonię z zapytaniem, czy można przepłynąć. Jest bardzo miły, ale mówi że dla jednego kajaka nie może opuścić progu.
Ląduję więc w szuwarach. Potem trzeba przeciągnąć kajak 50m.
Temu procederowi przygląda się dwóch wędkarzy, z których jeden wyciąga w końcu pomocne dłonie.
W jednej ma szklankę, a w drugiej flaszkę wykopaną przed chwilą z piasku (podobno zakopali ją miesiąc temu).
Na koniec
przyglądam się progowi. Chyba dałoby radę.
Trzy km dalej Niekurza - początek Vistuliad. Wszystko jak 8 lat temu.
chociaż kuter był wtedy w
innej pozycji..
Pod Tarnobrzegiem pakuję się na rafę która zakończyła Vistuliadę I. Kajak osiada na głazach, ale po kilku rozpaczliwych ruchach spływa.
Dalej Wisła rozszerza się do 300m, z tego 250m piachu ledwo pokrytego wodą Trzeba płynąć w poprzek, a nawet do tyłu.
Wreszcie ląduję płosząc stada kaczek, czapli i mew.
Nocleg IV 253km Wisły, przepływ 41km (160), średnia 8,4 km/godz.
DZIEŃ PIĄTY. 11.lipiec
Przed Sandomierzem Wisła brzydnie. Brzegi są wyłożone kamieniami, ostrogi wchodzą daleko w nurt.
268km Przystań w Sandomierzu, ale nie ląduję, lecz chowam się pod most bo nadeszła gwałtowna ulewa.
Za Sandomierzem prąd rzeki zamiera, żadnych piasków nie widać. Chyba z powodu przyboru na Sanie.
279km Ujście Sanu. Prąd przyspiesza, zaczynają się piachy. Przed Zawichostem jak zwykle dylemat wyboru -
przy prawym, czy lewym brzegu płynąć. Popełniam mylny błąd i muszę wracać kilkaset metrów pod prąd.
287km Zawichost. Przy brzegu kajak. Dwóch ludzi płynie
z Sandomierza do Dęblina. Mają na to tydzień.
Idę do miasta po "żywność". Po powrocie zastaję przy kajaku wiekowego tubylca, który częstuje mnie opowieścią o
dzieciństwie spędzonym nad Wisłą. Odpowiadam równie ciekawą opowieścią o dzieciństwie nad Jaworznikiem.
Konkluzja jest wspólna: za naszego dzieciństwa poziom wody był kilka metrów wyższy.
W nagrodę dostaję na pamiątkę kawałek krzemienia, których zbieraczem jest tubylec.
Zaraz za Zawichostem przygodni koledzy wylądowali na nocleg. Ja z przyjemnością płynę dalej, zwłaszcza, że
od czasu do czasu mogę pociągnąć z flaszki.
Widok białych skał (mikro klify Dover, niestety podstawę zasłaniają duże już drzewa) wskazuje ujście Sanny.
Z łachy na której spaliśmy w trakcie Vistuliady zostały nędzne resztki.
Za to dużo drzewa na ognisko - pierwsze na spływie.
Od ujścia Sanny zmienia się oznakowanie szlaku. Z prawej tyczka biało-czerwona, z lewej biało-zielona.
Pojawiają się też boje odpowiednich kolorów.
Wydaje się jednak, że szlak nie był aktualizowany od paru lat i lepiej polegać na własnym wyczuciu.
Nocleg V. 295km , przepływ 42km (202), średnia 7,8 km/godz.
DZIEŃ SZÓSTY, 12.lipiec
Za Józefowem (318km) Wisła poszerza się do 600m, a wiatr pn. zamienia się w huragan.
Robią się fale, a prędkość spada do 1,5km/godz. Widzę, że to nie przelewki i wykręcam ku brzegowi.
Kajak buja się na krótkiej fali, woda zaczyna do niego chlustać, bo płynę bez fartucha. Nie mogę ostro wykręcić, bo wtedy
ustawiam się bokiem do wiatru. Nie wygląda to wszystko dobrze, a facet na brzegu, który od kwadransa mnie obserwuje ma widoczną chęć
zadzwonić gdzieś po pomoc. Wreszcie wpływam w małą zatoczkę i ląduję na brzegu. Za osłoną krzaków gotuję kawę, a potem przykrywam się
plandeką i czekam na lepsze czasy.
Po godzinie wiatr się trochę zmniejsza. Wsiadam do kajaka i szukam przejścia przez piachy, które leżą w poprzek Wisły.
Dopływam tak do lewego brzegu (600m), lecz nigdzie nie jest głębiej niż 15cm.
Zawracam i przy prawym brzegu odnajduję miejsce, w którym woda wypływa wartko korytem
szerokości 30m. Kieruję się tam bo w końcu jeśli woda wpływa, to musi również gdzieś wypływać.
W odnodze zupełna cisza, na brzegu sarny, w rzece masa zwalonych drzew. Ogarnia mnie dziwne uczucie odosobnienia i zapomnienia.
A także strachu, że w którymś miejscu nie dam rady przepłynąć przez te zwały. Wszystko dobrze się kończy i po 2,5km
wypływam na główne koryto.
Mijam głośne obozowisko na lewym brzegu (2 namioty i 2 kajaki).
Za nim wielka piaszczysta łacha na której końcu ląduję.
Nocleg VI 336km, na zielonym, przepływ 41km (243), średnia 7,8 km/godz.
DZIEŃ SIÓDMY 13.lipiec
342km Wielka wyspa w środku. Nie ma żadnego znaku którędy płynąć. Wybieramy prawy, bo mniej buja. Po opłynięciu wyspy
wpadam w prąd, który koniecznie chce mnie wyrzucić na trzysumetrową mieliznę przy lewym brzegu.
Wypruwam sobie żyły, ale wygrywam. Na prawym brzegu widzę charakterystyczny wiatrak na wzgórzu kilka km przed Kazimierzem i
statek wycieczkowy, który zawraca. gonię go aż do przystani, ale nie daję rady.
W przystani na pokładzie statku pełniącego rolę knajpy piję piwo po 11zł.
Jakże miło wreszcie siąść na krześle, położyć łokcie na stoliku oglądać piękne widoki na zewnątrz i wewnątrz statku.
Dalsza podróż jest trudna, gdyż silnie wieje, z pn, ale jestem już przyzwyczajony.
W Puławach wpływam do kanału wiodącego do portu. Wzdłuż brzegów zacumowane barki, kutry, pchacze, holowniki i inne zardzewiałe badziewie.
świadkowi ptęgi i upadku wiślanej żeglugi.
Za portem leży tzw Marina z przystanią dla jachtów i żaglówek. Tam zostawiam kajak, biorę worek na plecy i idę 2,5km do hotelu "Izabella".
(wczraj napadła mnie dziwaczna chęć wymycia się w ciepłej wodzie). Przed hotelem jest piwiarnia z której do późnego wieczora
telefonicznie konferuję z innymi uczestnikami Wtorkowych Spotkań Siatkarskich.
Nocleg VII. w hotelu. 371km, przepływ 35km (278), średnia 7,2 km/godz.
DZIEŃ ÓSMY 14.lipiec
Nad Wisłę dotarłem dopiero po południu. w związku z tym etap krótki i bez historii. Ląduję na wyspie naprzeciw ujścia Wieprza.
wiatr ucichł i powierzchnia wody jak lustro. Z lewego brzegu do późna w noc dochodzą pijackie wrzaski.
Nocleg VIII. 391km, Przepływ 20km (298)
DZIEŃ DZIEWIĄTY 15.lipiec
393km Most w Dęblinie, za nim Wisła wygląda co najmniej dziwnie.
I tak przez 30km.
427km Elektrownia Kozienice, której kominy widoczne były już od dwóch godzin. Widać, że Wisłę przegradza jakaś przegroda,
tylko pod prawym brzegiem znaki wskazują możliwość przepływu. Stojący na brzegu wędkarze twierdzą, że przepłynąć się nie da i trzeba
przenieść kajak korzystając ze stalowego pomostu na lewym brzegu. Przepływam tam, a wędkarze pomagają w przeniesieniu i wsiadaniu.
Oglądam bliżej przeszkodę. Dałoby radę.
Za tamą Wisła szeroka, głęboka i prosta. Prąd słaby. Kiedy pokazują się pierwsze wydmy, ląduję.
Nocleg IX. 431km Wisły, 40km (238)
DZIEŃ DZIESIĄTY 16.lipiec.
Czuję lekki przesyt walką z piachami, dlatego okolice Góry Kalwarii, gdzie koryto wyrównane,
a woda głęboka przyjmuję z ulgą. Staram się przepłynąć możliwie dużo, aby następnego dnia nie być zmuszonym do nocowania w obrębie Warszawy.
Nagła ulewa i wichura zmusza jednak do lądowania w pierwszym lepszym miejscu. Za godzinę wypogadza się, lecz jest za późno aby ruszyć dalej.
482km Nocleg X Przepływ 48km (389).
DZIEŃ JEDENASTY 17.lipiec.
Na skutek nocnych przeżyć - huraganowego wiatru, deszczu i ziąbu startuję ok. 11. z lekkim
niepokojem - co też będzie w Warszawie.
508km Za mostem siekierkowskim widok.
Na Wiśle ruch coraz większy. Na fale od wiatru nakładają się fale od statków i motorówek. Mijam dwie dziewuszki, które
stoją na czymś płaskim, w rękach mają długie pagaje którymi się odpychają. Pytam "lekkie te wasze łódeczki?" "10kg przed
napompowaniem" odpowiadają. I jak tu nie kochać kobiet.
Za Mostem Gdańskim, na wys. Żoliborza, całe koryto zasłane głazami, trzeba się przemykać przy lewym brzegu.
518km Most Grota-Roweckiego. Za mostem widać dobre miejsce na nocleg. Siedzą tam dwie małolaty, ale
nie przeszkadzamy sobie wzajemnie.
Dziewczyny grają w karty na kocyku, ja leżę na łóżku patrząc w niebo, i tak spędzamy miło czas do wieczora.
519km Nocleg XI , przepływ 37km (426).
DZIEŃ DWUNASTY 18.lipiec,
Od obozowiska widać początek etapu narwiańskiego. Za niecały kilometr :
520km Wisły - KONIEC ETAPU I - przepłynąłem 427km średnia prędkość 6,6km/godz.
Z pewną ulgą (bo się udało) opuszczam Wisłę. Wypadałoby wznieść toast, ale nie ma czym.
Podpływam pod śluzę. Na ścianie znaki poziomów wody w czasie powodzi. Na oko więcej niż 5m nad dzisiejszy.
Śluzowy wyrażnie ucieszony, pyta z nadzieją czy będę wracał. Po drugiej stronie duży port przy elektrociepłowni,
keje i przystanie, ale nic się nie rusza oprócz kajakarzy (w tym na deskach). Kanałem płynie się dobrze: woda gładka,
przy brzegach cień od drzew. Spotykam tylko jeden statek po drodze.
18km Nieporęt. Wypływamy na Zalew Zegrzyński. 31 km Narwi. Wieje, fala duża.
Nie mogę się opanować i ląduję przy brzegowej knajpie na jedno piwo. (może dwa).
Następnie płynę wzdłuż brzegu i ląduję w Ryni dla uzupełnienia zapasów żywności. Kilometr dalej,, na cyplu widać piękne miejsce.
35km Nocleg XII przepływ 22km (448).
DZIEŃ TRZNASTY . 19.lipiec
Nocleg super: drzewa, trawa, sucho, choć tuż przy wodzie i całkowity brak piachu.
Mam nadzieję na więcej takich w przyszłości. Na przeciwległym brzegu Zegrzynek.
39km Ujście Bugu. Po dziesięciu dniach na Wiśle woda w rzece okazuje się zaskoczeniem.
Narew szeroka, w środku koryta wąskie wyspy z sitowia. Wydaje się, że wyznaczają one pierwotne brzegi,
przed spiętrzeniem rzeki.
44km Rzeka zamienia się w rozlewisko. Przed dziobem płycizna porośnięta trzciną i sitowiem. Opływam ją z prawej,
tam przed spiętrzeniem biegło koryto.
Po lewo wieś Dzierżenin,
Narew płynie wyprostowanym przed 200 laty korytem. Tak to oceniam, gdyż starorzecza były już sto lat temu
trudne do odnalezienia w terenie. (mam odpowiednie mapy)
Cofka zalewu sięga Pułtuska, ale już wcześniej pojawia się prąd 1,5km/h.
63km Przed mostem w Pułtusku wychodzę na wysoki brzeg. Przychodzi staruszek w moim wieku aby opowiedzieć swój życiorys.
Nocleg XIII 63km Narwi, przepływ 28km (476).
DZIEŃ CZTERNASTY . 20.lipiec
Staram się zachować zasadę płynięcia przy wypukłym brzegu. Wymaga to czestego przepływania przez środek, a tam prąd powyżej 3km/h
(nizinna rzeka ha ha ha). Średnia prędkość spada do 3,2km/h.
Za Zambskami (miejsce ostatniego noclegu w 2000r) lewy brzeg niski, ale zajęty przez wędkarzy. Prawy wysoki na 4m. Nie ma gdzie wylądować.
W końcu wykorzystuję łachę wielkości kajaka.
Kajak zostaje na rzece, ja wdrapuję się na brzeg zabierając najpotrzebniejsze rzeczy. Płachty nie rozkładam.
Ze skarpy ładny widok na łąki i ujście Orzyca po drugiej stronie rzeki.
Nocleg XIV 83km, przepływ 20km (496).
DZIEŃ PIĘTNASTY. 21.lipiec. Kiedyś był to jeden z najciejkawszych odcinków. Narew płynęła wieloma ramionami, w różnych kierunkach.
Było, minęło.
103km Widząc wybetonowane zejście do wody, podpływam i w ten sposób odkrywam pole biwakowe. Wielu urządzeń na nim nie ma,
ale stół pod daszkiem jest najważniejszy (nie trzeba rozkładać płachty). Przychodzi para w średnim wieku i siada na sąsiedniej ławce.
Mężczyzna pyta, czy czegoś mi nie potrzeba. Proszę o tylko wodę do picia, bo woreczek ryżu na śniadanie wydaje mi się wystarczającym.
Nocleg XV 103km Narwi, przepływ 20km (516) prędkość 3,1
DZIEŃ SZESTNASTY , 22.lipiec
Rano przychodzi Maciej z wodą, ale także ze śniadaniem: bułeczki, serek, wędliny, jajka, herbatka. Pierwszy raz od dwóch tygodni jem po ludzku.
Przy śniadaniu rozmawiamy o rzeczach różnych. Mariusz jest miłośnikiem Puszczy Białej, którą zjechał wszerz i wzdłuż na rowerze.
Płyniemy.
Brzegi umocnione, starorzecza odcięte, ale nie straciły kontaktu z rzeką. Proste odcinki po 5km.
116 Różan. Ląduję w trzcinach, z których wystaje tablica z napisem "Przystań". Jak w każdym miasteczku, które odwiedzam,
na rynku, w cieniu drzew wypijam piwo.
124km Ląduję na wysokim suchym prawym brzegu. Po drugiej stronie ujście Róża, który kilka ostatnich km płynie starorzeczem Narwi.
Nocleg XVI 124km Narwi, przepływ 21km (537)
DZIEŃ SIEDEMNASTY , 23.lipiec
Po trzech dniach płynięcia Narwią ustalają się pewne reguły:
1. Cały czas należy pilnie obserwować którędy biegnie główny nurt i jak się układa w korycie
2. Każdy zakręt traktować indywidualnie, czasem warto płynąć pod wklęsłym brzegiem.
3. Na prostkach płynąć pod niższym brzegiem i tam gdzie płycej, a najlepiej przez rośliny rzeczne.
135kmPrzerwa obiadowa, ale krótka, gdyż zaczyna padać.
144km Most kolejowy przed Ostrołęką. Bystrze 5-6km/h. Ledwo daję radę.
Leje cały czas. Mam nadzieję na jakiś suchy nocleg w Ostrołęce.
147km Plaża miejska. Żadnego pola biwakowego nie ma. Są jakieś zadaszenia, ale wszędzie się kręci dużo ludzi (sobota).
Leje dalej.
Nocleg XVII na cyplu wędkarskim mokry, zimny i wietrzny 150km Narwi, przepływ 26km (563) średnia prędkość 3,5km/h.
DZIEŃ OSIEMNASTY . 24.lipiec.
152km. Port przy elektrowni, trochę wcześniej jakieś ustrojstwo do piętrzenia wody, ale na szczęście opuszczone.
163km. Przerwa obiadowa na wielkiej piaszczystej łasze na wypukłym prawym brzegu.
Miejsce wygląda naturalnie.
Nocleg XVIII na wysokim brzegu. 175km, przepływ 25km (588) średnia prędkość 3,6km/h.
DZIEŃ DZIEWIĘTNASTY. 25.lipiec.
Ostatni dzień na Narwi. Czuję lekki niepokój, (mam do załatwienia trudne sprawy w Nowogrodzie) i chyba dlatego
średnia prędkość płynięcia zbliża się do 4km/h.
180km Most na drodze Myszyniec - Łomża. Zaraz za nim na wysokim na 30m brzegu Nowogród.
W 2000r wylądowaliśmy na plaży. Dzisiaj gęste zarośla tataraku i trzciny bronią dostępu do brzegu.
Po lewo ujście Pisy. Wpływam, aby zobaczyć jak będzie. Będzie dobrze.
182km Widzę w szuwarach dwie łódki przypięte do pomostu i wpływam między nie.
Do rynku 600m pod górę. 23 lata temu był otoczony drewnianymi domkami. Ostały się tylko trzy.
Za to przybyło nowe osiedle. Na razie składa się z pięciu trzypiętrowych bloków, ale jakie miasto takie blokowisko.
Po zakupach, które z trudem umieszczam w różnych miejscach kajaka, spływam do ujścia Pisy. Prąd Narwi 2,8km.
KONIEC II etapu. 152km Narwią, 18km Kanałem Żerańskim, 597km ogółem.
Na Pisie woda przejrzysta, żółty piasek i masa ryb. Początkowo koryto wyprostowane, a rzekę przegradzają "rafy skalne",
jak jest napisane na tablicach wiszących na drzewach. Prąd dość silny, prędkość spada do 3,1km/h. Na brzegach laski i zabudowania. W miejscach
płytszych tabuny dzieci. Po 5km wypływam na łąki, Pisa zaczyna kręcić.
13km Zbliżamy się do wsi Dobrylas. Jest pomost, kawałek wykoszonych zarośli, stół ze szpuli od kabla i ławka z pniaków. Super.
Kilometr dalej widać jakieś zabudowania, ale nikt mi nie przeszkadza.
Nocleg XIX 13km Pisy (610).
DZIEŃ DWUDZIESTY , 26.lipiec.
Pisa płynie przez suche łąki, brzegi na ogół porośnięte trzciną. Zza nich słychać odgłosy życia wiejskiego.
23km Nad trzcinami widać dach wiaty. Ląduję. W wiacie gospodaruje para kajakarzy, a dwie jedynki leżą na brzegu.
Okazuje się, że są to ziomkowie z Dąbrowy Górniczej, aktualnie z Ukty nad Krutynią. Mówią, że przepłynęli
wszystkie (trzy) kurpiowskie dopływy Narwi. (miałem kiedyś taki plan). O ile Rozoga jest w 3/4 swego biegu kanałem, to Orzysz,
a zwłaszcza Omulew są podobno pięknymi szlakami kajakowymi.
Od mostu na 25km Pisa płynie przez bagna. Głęboka i kręta. Jeden zakręt przechodzi w drugi. Trzciny wchodzą daleko w nurt.
36km Korzystając z kawałka wolnego od trzcin brzegu, wychodzę na wykoszoną łąkę. Obok wpada do Pisy kanał Turośl.
Łąki olbrzymie.
Nocleg XX 36km Pisy, przepływ 23km (633).
DZIEŃ DWUDZIESTY PIERWSZY. 27.lipiec.
38km Wypływam z bezludnych łąk w zamieszkałe okolice.
Most we wsi Ptaki. Za mostem
brzegi wysokie, widać jak rzeka je zabiera. Ludzie bronią się okładając je ściętymi drzewami i krzewami.
50km Wieś Kozioł. Pisa naprostowana, brzeki umocnione kamieniami i obsadzone wierzbami. wygląda jak
Wysiadam na kawałku brzegu pozbawionym płotów. Trawka przystrzyżona, w wiacie jakieś łódki, wielki dom, toi-toi,
ale ani żywego ducha. Zostawiam kajak pod opieką łabędziej rodziny i idę do sklepu.
Pani sklepowa mówi, że trzyma tylko towary odporne na temperaturę.
Biorę więc kilka opakowań szklanych i wszystkie cztery blaszane. Za wsią z lewej strony (prawy, zachodni brzeg) podchodzą lasy Puszczy Piskiej.
Za Jeżami (
54km) lasy są już po obu stronach. To już Prusy (Mazury). Szukam noclegu, ale brzegi albo wysokie i urwiste, albo zabagnione.
58km Wyciągam kajak na dwumetrowej wysokości brzeg na którym duża wykoszona polana z amboną. Kładę się spać z niejaką obawą,
aby ktoś mnie nie ustrzelił biorąc za jelenia w podnoszącej się mgle.
Nocleg XXI 58km Pisy, przepływ 22km (655).
DZIEŃ DWUDZIESTY DRUGI - OSTATNI. 27.lipiec.
Pisa kręci przez Puszczę. Co ciekawe - od czasu do czasu brzegi umocnione kamieniami. Być może kiedyś nie było tu żadnego lasu.
Miłe poczucie osamotnienia burzą dwa jachty żaglowe spływające z prądem. Jeden na silniku, drugi na pagaju.
72km Wypływam z lasu. Dolina zabagnia się. Brzegi porastają wysokie trzciny. Prąd wody wyraźnie słabnie - prędkość kajaka
wzrasta pow. 4km/h.
77km Ostry zapach wierci w nosie. Po lewo stosy drewna, suwnice. To firma
Paged, producent sklejki. Za chwilę Pisz. Po prawie stojącej wodzie przepływam przez miasto i wypływam na J. Roś.
Za cyplem plaża miejska.
80km Ostatnie lądowanie. Pracownik MOSiR-u, który rządzi tym terenem przyjmuje mnie kawą
w swojej kanciapie. Załatwia przechowanie kajaka w hangarze i nocleg w zaprzyjażnionej stanicy.
Powoli dochodzi do mnie świadomość, że to już
KONIEC SPŁYWU.
Siedząc na przyzbie i pociągając ze szklanki pozwalam aby spłynęło ze mnie trzytygodniowe napięcie i powoli wracam do rzeczywistości.
Nocleg XXII OSTATNI 83km Pisy, przepływ 25km (680).
POWRóT.....