Wyjeżdżamy w nocy z czwartku na piątek pociągiem o 1.45 z Katowic. Misiu o tej porze śpi razem z kajakami w "Chacie Wuja" (nie mylić z "Watą Ch...) nad J. Okrągłe ("Okrongel")opodal Dąbrowna ("Gilgenburg). Podróż przebiega spokojnie, choć nad ranem grzmi. O 8.30 wysiadamy w Działdowie i taksówką za 60 zł udajemy się do przysiółka Okrągłe nad jeziorem o tej samej nazwie. Jest to 89km Welu.
DZIEŃ PIERWSZY. Wodowanie nieco się przeciąga, gdyż Rudy znalazł zaklętą księżniczkę. Wreszcie START Przepływamy kilkaset metrów przez J. Okrągłe i znajdujemy z trudem cembrowinę, którą łączy sie ono z J Dąbrowa. Kajaki nie mieszczą się w rurze, więc przenosimy je przez drogę. Ta robota prawie nas wykończyła. Płyniemy ok. 1,5km przez J. Dąbrowa, znajdujemy (za drugim razem) wypływ Welu w trzcinach. Po 300m rzeki most i młyn. Ciężka przenoska 200m przez jakies place i ruiny. W rzece wody jak na lekarstwo. Płyniemy płytką i bystrą strugą ok. 1km, po czym rzeka zmienia charakter (I-szy raz) na głęboką i wolną rzekę nizinną i wpływa do niewielkiego J.Jakubowo (od tego miejsca,aż w okolice wsi Szczupliny, doliną Welu biegła granica polsko-niemiecka) - 84km. Za jeziorem rzeka głęboka, nurt wolny. Tak dopływamy do mostu - 82km, gdzie ucinamy sobie drzemkę. Dalej rzeka zmienia charakter (II-gi raz). Wpływamy w las o charakterze grądu. Prąd bystry, ale wody jakoś mało. Momentami musimy wlec kajaki po piachu. Dopływamy (dochodzimy) do metrowej z głazów i drewnianych bali. Z boku jakieś rury jeszcze uszczuplają ilość wody w rzece. Przeciągamy kajaki i Tadka. Dalej wody nieco więcej, chociaż kajaki ocierają się o głazy i korzenie, powodując u kajakarzy ruchy frykcyjne. Rzeczka czasami rozdziela się na kilka ramion, każde o szerokości metra do dwóch. Po dwu km dopływamy do mostu. Tuż za nim zastawka i pompownia do żwirowni Grzybiny. Jest to 80km. Przeciągamy kajaki i rozkładamy biwak. Jarek, niesyty wrażeń, leci kilka km do sklepu w Szczuplinie. Wraca z pełnymi rękami.
DZIEŃ DRUGI Rano okazało się, że nie rozbiliśmy dużego namiotu, ale opatrzność czuwała nad nami. Rzeka zmienia charakter (III-ci raz). Głębokość wzrasta, nurt zwalnia, my też. Po następnym kilometrze wypływamy na torfowiska pokryte trzciną i rzeka staje się głębsza niż szersza. Brzegi pokryte kwitnącymi kosaćcami. Tajemnik Rąbie, nad Tadkiem wzlata motylek. 76km - Wel niknie w nurtach J. Rumian. Płyniemy 300m do wsi Szczupliny i robimy zakupy, a zwłaszcza kupujemy kogucika - gwizdawkę. Służył on do przywoływania Tadka "na posiłek". Przepływamy na drugi brzeg jeziora i odnajdujemy wypływ Welu - 74km Rzeka zmienia charakter (IV-ty raz. Teraz jest szerokim na 10m kanałem o dość krętym korycie i stojącej wodzie. Płyniemy najpierw przez trzcinowiska, ostatni km przez las i wpływamy na jez. Zarybinek - 71km. Na przeciwległym (400m) brzegu lądujemy na posiłek i czekamy na Tadka, który krążył po jeziorze, gdyż po stracie okularów kierował się głównie węchem, bo słuch ma słaby. Dalej rzeka szeroka, prąd wolny. Czuje się bliskość jazu. 68km - Młyn "Ruda", przenoska. Za młynem następne rozlewisko przy wsi Garbacz. Przy jazie kierującym część wody na stawy, konieczna przenoska. Po kilkuset metrach bystrej rzeki, nurt zwalnia, pogłębia się. Płyniemy przez olchowy las, brzegi grząskie, drzewa stoją w wodzie, cienisto i chłodno. Dwa razy pięknie. 62km - wpływamy na duże J. Tarczyńskie. Płyniemy wzdłuż brzegu, szukając miejsca na nocleg. Wymieniamy kilka zdań z miejscowym burakiem, który broni nam przystępu za pomocą ołowianej rzutki. 61km - wreszcie lądujemy przy jednym z gospodarstw wsi Wiery. Wieczorem koncert piosenki poetyckiej.
DZIEŃ TRZECI. Spanie pod gołym niebem stało się już naszym zwyczajem. Po późnym śniadaniu ruszamy w poprzek J.Tarczyńskiego i przesmykiem przedostajemy się na długie i wąskie J. Grądy. Płyniemy nim ok. 3,5km. . Na środku przebijamy się przez grupę kajakarzy płci obojga. 57km - wypływ z jeziora. Rzeka jest pełnowodna, brzegi zalesione. Po 2km dopływamy do małego (500m długości) J.Zakrocz. Dalej Wel wypłyca się, widoczne ślady regulacji, brzegi miejscami urwiste. Dopływamy do mostu we wsi Koty (51km). W Kotach NIE MA SKLEPU. Po kilkuset metrach zatrzymujemy się na posiłek. Dopływają kajaki, które minęliśmy na J. Grądy. Częśc z nich kończy bieg. Następne cztery km to odcinek uregulowany i zupełnie prosty. Fatalnie. 46km - Most a pod nim piękne bystrze w miejscowości Cibórz. Jes tam sklep, więc humory się poprawiają. Rzeka tez się poprawia. Przez siedem km płyniemy przez las i przez siedem km i dwie godziny trwa bezpardonowa walka z przyrodą, aż wreszcie wypływamy z lasu. 39km - dopływamy do Lidzbarka Welskiego. Przenoska przez jaz młyna. Płyniemy dalej mocno nieciekawym odcinkiem przez miasto. Brzegi zabudowane aż do wody. W wodzie różne rupiecie. Po dwóch km wpływamy na J. Lidzbarskie (dł. 3km, linia brzegowa prosta). Szukając noclegu przepływamy aż do jego końca. Tam na półwyspie znajdujemy kawał łączki z dobrym lądowiskiem i rozkładamy biwak.
DZIEŃ CZWARTY Rankiem, po zwinięciu wędki (sześć leszczy) przepływamy z powrotem J. Lidzbarskie, gdyż Wel wypływa 100m od swojego ujścia. Płyniemy przez las, znów walka, ale łatwiejsza do wygrania. Musimy jednak suszyć gitarę. 29km - Dopływamy do m. Chełsty. Most, a za nim zniszczony jaz. Postanawiamy przepływać, ale najpierw idziemy do sklepu oraz na krótką drzemkę. Po przerwie nie ma jakoś chętnych do przepłynięcia, a Tadek, który mjał na to dużą ochotę, wyskakuje w ostatniej chwili z kajaka. Kajaki przeprowadzamy. Za jazem rzeka przyspiesza, brzegi są coraz wyższe, w końcu płyniemy krętym wąwozem. Prąd silny, ale przeszkody łatwe do przebycia. W końcu dopływamy do miejsca, gdzie rzeka pędzi wprost na zwały drzew i skręca pod kątem prostym. Idziemy zobaczyć to miejsce z bliska. Na brzegu ślady przeciągania kajaków. Rudy odważnie przepływa. Dla reszty wycinamy w tamie wycinek. Misiu rusza, a Rudy udaje burłaka, czy też Burłaja. Dalej już łatwiej, chociaż w ilości przeszkód na mb. Wel przekracza wszystkie dotychczas przepłynięte rzeki. 25,5km dopływamy do mostku na dróżce do leśniczówki. Obok jest świeżo skoszona łąka. Zakładamy biwak.
DZIEŃ PIĄTY Po krótkim bystrzu za mostem, nurt nieco zwalnia, brzegi są niskie, zarośnięte bylinami i rozmaitym krzewem. Po pół godzinie znów trafiamy na trudniejszy odcinek Za nim prąd rzeki zanika. Zaczyna się rozlewisko (50m szer.). 23,5km Dopływamy do niewielkiej elektrowni koło m. Trzcin. Krótka stroma przenoska. Coraz częściej rzeka płynie przez otwartą przestrzeń. Sianokosy. 18km - dopływamy do dużego młyna w m. Lorki. Za jazem młyńskim rzeka się rozdwaja. Na prawo stare koryto rzeki (wody za mało do płynięcia), na lewo sztuczny kanał. Po ok. 1,5km zaczyna się J. Fabryczne. Jest płytkie, zarośnięte roślinnością wodną i otoczone wzgórzami pokrytymi lasem. Kilkaset metrów przed końcem jeziora otwiera się wolna przestrzeń w trzcinach na prawym brzegu - wypływ rzeki 14km. Następuje kilometrowy odcinek o bystrym nurcie i wielkiej ilości przeszkód w rzece. Z wyjątkiem pierwszej, pozostały odcinek da się przebyć bez wysiadania. Jest jednak trudno - przebycie tego odcinka (800m) zabiera nam sześć kwadransów. Wygląd brzegów wskazuje, że jest to sztuczny przekop z jeziora do Starego Wela, a płynąca woda poszerzyła go i ukształtowała. Po połączeniu obu odnóg rzeka meandruje przez łąki. Brzegi wysokie, czasem porośnięte olszyną. 10km - most na drodze Nowe Miasto Lubawskie - Działdowo. Tajemnik z Rudym zasuwają 2km do sklepu po chlebek powszedni. Trzysta metrów za mostem na skoszonej łące koło zagajnika rozbijamy biwak. Jarek leci do sklepu (6km), bo Tajemnik i Rudy nie sprawdzili się jako zaopatrzeniowcy.
DZIEŃ SZÓSTY Przez pierwsze 4km rzeka ma charakter nizinny, brzegi łąkowe. Na 6km rzeka wpływa w las i prąd wyraźnie przyspiesza. Dopływamy do dość niebezpiecznie wyglądającego bystrza. Da sie przepłynąć, natomiast próba przejścia wypada ujemnie. Całe szcęście, że mamy lasso. Zbieramy manele (Tadkowi został gumiok i lać, oba lewe) i płyniemy dalej. Rzeka wypływa z lasu w okolicach wsi Kaczek i kręci wśród zarośli łąkowych. Na niebie orły bieliki. 2km - dopływamy do jazu. Po przejściu przez płot przeciągamy kajaki przez teren elektrowni. Po 1,5km dopływamy do młyna w m. Bratian. Po wizycie w sklepie trudna przenoska przez płot. Za chwilę wpływamy na wody Drwęcy na jej 143km. Drwęca szeroka na 10 - 15 m głębokośc - 3/4 wiosła. Po godzinie mijamy Nowe Miasto Lubawskie, a po następnej sławny wojny 1410r Kurzętnik. Po lewo stare centrum miejscowości, na prawym brzegu tereny przemysłowe. Znajdujemy kawał skoszonej łąki z miłym błotnistym brzegiem i rozkładamy biwak. Przychodzi tubylec i opowiada różne pierdoły.
DZIEŃ SIÓDMY Płyniemy dziką nizinną rzeką, która meandruje w wąskiej dolinie. W nurcie kępy i obalone drzewa. Brzegi trawiaste, czasem sosnowe laski. 115km Drwęcy - dopływamy w pobliże mostu na drodze Olsztyn - Toruń. Wysiadamy na łączce i idziemy na posiłek do baru przy drodze. Rudy zostaje, gdyż cierpi srodze po zjedzeniu na kolację kefiru z kaszą. W barze Tajemnik spożywa pstrąga, który życie zakończył prawdopodobnie ubiegłej jesieni. Przez następnych pięć godzin stara się wydalić go z organizmu, a jednocześnie nie wypaść z kajaka. Płyniemy dalej, na brzegach głównie łąki i pastwiska. (Tajemnik co jakiś czas otwiera oczy, aby sprawdzić, czy jeszcze jest na tym świecie). 100km Drwęcy - dopływamy do ujscia rzeczki Skalanki <"Wrota do pięknego obszaru Pojezierza Brodnickieg"> płynącej z J. Bachotek. Wpływamy w nią i po kilkuset metrach, po pokonaniu progu spiętrzającego (Tajemnik ma w dupie wszelkie przenoski) dostajemy się na jezioro. Po prawej stronie widać budynki ośrodka wypoczynkowego. Lądujemy, lecz nie chcą nas tam. Musimy płynąć 4km na drugi koniec jeziora (Tajemnik jest jedną nogą na tamtym świecie). Tam w stanicy PTTK znajdujemy nocleg w drewnianym domku. Jarek gotuje ziemniaki, Tajemnik kona, reszta ucztuje
DZIEŃ ÓSMY Płyniemy z powrotem przez Bachotek, a Tadka trzeba dodatkowo motywować. Dostajemy się z powrotem na Drwęcę. Meandrując przez łąki, zbliżamy się do Brodnicy. Lądujemy na starówce i ruszamy na obiad. Później płyniemy jeszcze parę kilometrów przez miasto. Brzeki stają się wyższe i suche. Na 80 km wpływamy do lasu i znajdujemy dobre miejsce na nocleg, na wysokiej, lecz piaszczystej skarpe. Na polance stoją już dwa namioty. Ich mieszkańcy przekonują nas, że miejsce to jest fatalne, ale trochę dalej znajdziemy lepsze (jest sklep). Ponieważ w przewodniku rzeczywiście jest odpowiedni znaczek, dajemy się (nieszczęśni) przekonać i ruszamy dalej. Płyniemy jeszcze 5km w okolice PGR-owskiej wsi Słoszewy. Wyjscia na brzeg nigdzie nie widać. W rzece bobry, zwalone drzewa i bystry nurt. Opływamy wieś i za nią lądujemy. Ani kawałka łąki, za to mnóstwo kukurydzy. Wracamy pod prąd (2km) i na wysokim brzegu, w lesie przy szkółce leśnej zakładamy biwak.
DZIEŃ DZIEWIĄTY i ostatni. Być może najładniejszy fragment rzeki. Dwadzieścia kilometrów
płyniemy przez lasy. Brzegi wysokie, w nurcie wysepki i zwalone drzewa. Na 50km możemy zobaczyć tworzące się starorzecze. Rzeka rozdwaja się. Lewa odnoga jest wielką pętlą, prawa krótkim przełomem. Jedni płyną prawą, drudzy lewą odnogą. Obie trudne. Jeszcze 5km i widzimy z bliska zamek w Golubiu, Robimy wielką pętlę wokół miasta i dopływamy do stanicy wodnej, witani przez Bosmana. Wieczorem podsumowanie wycieczki, rano Misiu jedzie z umówionym tubylcem po samochód, a potem rusza do domu. Ten sam tubylec podrzuca nas do Torunia. Podróż pociągiem charakteryzuje niezwykle częste używanie solniczki, co wzbudza lekki niesmak u Jarka.
PODSUMOWANIE: Wel - 89km, Drwęca - 97,5km.
POWRóT.....