Uczestnicy: Rudy, Tajemnik, Misiu, Pijotrek, Tadek, Jarek
Jedziemy dwoma samochodami do Augustowa, gdzie mamy zamówiony nocleg. Rano przyjeżdża mini van
firmy CAMPA. Na granicy kupujemy walutę, oraz czarodziejski płyn miejscowej produkcji -Suktinis
(w gwarze żmudzkiej znaczy to, jak się zdaje, "kręcony" ).
Następny postój w barasie w Solecznikach Wielkich. Piwo o niespotykanej zawartości alkoholu.
Wyładowywujemy się przy Wisińczy.
Humory dopisują, trochę wkurzający jest tylko krasnoludek, który się przyp... niewiadomo skąd.
Ok. 14.00 START Początkowe kilometry dość trudne. W wąskiej rzece konary,
a czasem całe drzewa. Otoczenie łąkowe, olchowe zagajniki. Po 4 km dopływamy w pobliże
wsi Podwisińcza. Witają nas młodzi mieszkańcy mówiący językiem ogólnosłowiańskim.
Pilotują nas do miejsca biwakowego za wsią.
(6km od startu)
DZIEŃ DRUGI.
Przed południem wodujemy, aczkolwiek niektórzy, pomni na wczorajsze trudności,
wolą na piechty.
Charakter rzeki nie zmienia się. Podmokłe bezdrzewne łąki na przemian
z olsowymi zagajnikami. Płynie się bardzo wolno, trudności mniejsze , czasem większe, a czasem
całkiem duże.
Na wyższych brzegach pojedyńcze zagrody. Po dwu godzinach płnięcia i przebyciu
trzech km. krajobraz się zmienia. Dolina zabagnia się, las odchodzi od rzeki na 100m.
Dopływamy do mostu kolejowego Wilno - Lida. ( 10km ). Za mostem robimy przerwę na posiłek.
Dalej rzeka meandruje wśród suchych łąk. Po prawej na czterometrowej terasie wieś Gudełki.
Pokonujemy kilka kładek (11-12km).
Dogania nas też piechur.
Za wsią rozpoczynają się
lasy Puszczy Rudnickiej (ulubione miejsce polowań prez. Mościckiego). Płyniemy przez podmokłą, bezleśną dolinę szer. 100 - 200m
usilnie poszukując lądowiska. 20 km. Znajdujemy trochę wyższe miejsce i rozbijamy biwak.
Nocą do Rudego podkradają się jakieś Beboki.
DZIEŃ TRZECI. Płyniemy dalej przez puszczę. Krajobraz ponury - suche trawy, zupełny brak zieleni, szaroburo. Po siedmiu km
dolina zwęża się do kilkunastu metrów. Koryto prostuje się, rzeka przyspiesza. Brzegi wysokie na kilka metrów schodzą do samej wody
uniemożliwijając lądowanie. W końcu (31.km.) dostrzegamy płaskie miejsce, lecz kilkanascie metrów nad lustrem wody. Aby tam dotrzeć
spływamy do ujścia strugi z lewej stony. Lądujemy w ujściu, ciągniemy kajaki sto m. strugą pod prąd, wyciągamy je kilka metrów
na mostek i drogą która po nim przebiega taszczymy 200 m. na wybraną polankę.
Wysiłek potworny, za to miejsce ładne.
DZIEŃ CZWARTY
Przed świtem budzi nas pandemoniczny wrzask ptaków po drugiej stronie rzeki. O 10. jesteśmy gotowi do drogi.
Kajaki spuszczamy ze skarpy na sznurku. Płyniemy dalej przez Puszczę rozszerzającą się doliną.
Od czasu do czasu rzeka opływa piaszczyste
wydmy porośnięte lasem sosnowym, na których miło się wypoczywa. Jest jeszcze dość wcześnie, gdy znajdujemy idealne miejsce na nocleg ( 39.km.)
na wysokim suchym brzegu. Lądujemy więc.
DZIEŃ PIĄTY
Po niecałej godzinie od startu, dość niespodziewanie wpadamy razem z Wisińczą do Solczy.
(ok. 39,5km od Solecznik)
Dygresja: 10 km w górę Solczy leży nieszczęściem sławna wieś KONIUCHY,
którą 29 stycznia 1944r tzw. "partyzanci radzieccy",
w większości żydzi, spalili mordując mieszkańców w tym z kobiety i dzieci.
Była to karna ekspedycja mająca na celu zrównanie wsi z ziemią i
zgładzenie wszystkich żyjących stworzeń (także zwierząt, w tym psów i kotów),
jak to od czasów Jozuego mają w zwyczaju nasi starsi bracia.)
Rzeka większa, otoczenie nie zmienia się. Zatrzymujemy się przy piaszczystym pagórze obok starorzecza, aby rzucić okiem na
okoliczności przyrody
Puszcza coraz bardziej zielona. Szósty km Solczy - wychodzimy po wodę do zagrody - pierwszy człowiek od czterech dni.
Powoli zmienia się krajobraz - brzegi stają się wyąsze i suche. Las z obu stron podchodzi do rzeki.
Zaczynają się jakże miłe a dawno niewidziane drzewa w nurcie. Gałęzie pieszczotliwie łaskoczą po mordach.
Niewiele jest tych miejsc i dlatego płyniemy dość szybko. Na 20 km Solczy na wysokim brzegu
zakładamy biwak.
DZIEŃ SZÓSTY Płyniemy jeszcze parę kilometrów przez Puszczę. Po 6 km wypływamy z lasu w okolicach miasta Olkieniki zwanego dla
niepoznaki Valkininkai. Widzimy pierwszych turystów na kajaku. Sądząc po mrukliwości, to Żmudzini.
Pijotrek jak zwykle idzie do sklepu, Tajemnik z Jarkiem płyną dalej. Napotykamy zator w rzece, który Jarek usuwa z dużym poświęceniem,
zanurzając się całkowicie w nurtach żywiołu. Na 29.km Solczy i 67.km od Startu razem z Solczą
uchodzimy do Mereczanki na 89 km od jej
ujścia do Niemna. Mereczanka meandruje wśród łąk i znów wpływa do lasu. Brzegi wysokie, urwiste. Po 7.km dopływamy do
wsi Kukiszki.
Dalej otaczają nas łąki śródleśne. Na 67.km Merecznki i 89 km. od startu, w dużym zakolu rzeki na łące koło
wsi Maluki stawiamy namiot.
DZIEŃ SIÓDMY Znów zanurzamy się w lasy, które będą nam towarzyszyć przez 20 km,
aż do Oran (dla nieznających polskiego - Varena). Trzy km za noclegiem dopływamy do
miejsca, gdzie przed laty granica między Litwą Kowieńską a RP dochodziła do Mereczanki i biegła nią ok. 50 km. Dogania nas ponton z
syrenką na dziobie.
Płyniemy razem kilka km bo jest to jednak pewne urozmaicenie. Kotyto rzeki dość głęboko wcięte. Na 53.km najwyższe urwisko. Umocnione, gdyż
dochodzi do drogi Merecz - Wilno. Lądujemy przy moście w Oranach i robimy zakupy. Kilometr za mostem (45.km) znajdujemy doskonałe
miejsce na biwak.
W dyskusjach przy stole dochodzimy do wniosku, że zbyt szybko zbliżamy się do mety w Mereczu.
DZIEŃ ÓSMY.
Rzeka rozszerza się do 60m i wypłyca. Nurt przyspiesza, tworzą się bystrza.
Kamienie i głazy w korycie. Dopływamy do wsi Przełaje . Dojrzewa decyzja,
aby przebyć jeszcze Ułę. Dzwonimy do Aleksandrasa Draginasa do Druskiennik, króry trudni się przewozem kajaków. Czekając na niego, idziemy
zwiedzać Przełaje. Ponieważ baras zamknięty, pijemy piwo na trawniku i zostajemy rozpoznani przez miejscowe dzieci jako Giermańcy.
W drodze powrotnej spotykamy
ludową artystkę, która sprzedaje wisiorki i daje nam paszporty do Republiki Perloja, która istniała we wsi i w okolicy w latach 1918 - 1923.
Ponieważ słabo znamy żmudzki, nie wiemy czy dodała, że była to republika socjalistyczna i istniała, bo Przełaje do 1923r leżały w 20-kilometrowej
strefie neutralnej między Polską a Litwą. Przyjeżdża Olek Smok. Pakujemy się i jedziemy do wsi Dubicze tuż przy granicy białoruskiej.
Wodujemy kajaki przy moście (58 km do ujścia Uły). Otoczenie to zmeliorowane bagna,
a rzeka jest typowym kanałem melioracyjnym o dwumetrowych brzegach. Płyniemy szybko
aby osiągnąć las przed zachodem słońca. Rowem duje wiatr, słońce prosto w oczy. Po siedmiu km wpływamy do lasu.
Brzegi grząskie, więc namiot musimy ustawić daleko od rzeki, natomiast kuchnię i jadalnię robimy na brzegu.
Jest to 52 km. Uły.
DZIEŃ DZIEWIĄTY.
Wkraczamy w sosnowe lasy puszczy Dajnowskiej (Druskienicko-Orańskiej). To największy kompleks leśny(prawie 2.500km.kw.) Litwy,
który w Druskienkach łączy sie z Puszczą Augustowską
Uła płynie przez sosnowe lasy między piaszczystymi wzgórkami podciętymi przez rzekę.
Puszcza się już zazieleniła, zaczynają kwitnąć czeremchy.
Gdy robi się płasko, dopływamy do niewielkiego jeziorka (500m długości). Zaraz za nim wies Rudnia i
tama młyńska, której obejście Tadek o mało nie przypłaca urwaniem nóżki przez okrutną Żmudzinkę.
Dalej krajobraz podobny.
Czasem wzgórza odchodzą dalej od rzeki i Uła meandruje piaszczystą doliną,
czasem zbliżają się tuż do rzeki. Piachy olbrzymie. Docieramy do wyznaczonego miejsca biwakowego
na 28.km i kończymy etap.
DZIEŃ DZIESIĄTY.
Po trzech km docieramy do granicy Dzukijskiego Parku Narodowego , o czym informuje dumny napis na zbutwiałej desce.
Bilety nożna kupić w Mereczu (50 km. rzeką), lub w Marcinkańcach (15 km przez las).
Na 19. km Piękne bystrze pod mostem kolejowym na trasie Wilno - Grodno. Po jego pokonaniu robimy zasłużony odpoczynek.
Mijamy wieś Zerwiny, w której NIE MA SKLEPU. Nie przykładamy większej wagi do tego faktu, a przeciez jest to zapowiedź późniejszej TRAGEDII.
Poza tym płynie się pięknie, choć zdarzają się zatory.
Niektóre musimy obchodzić. Jest też trudniejszy moment.
Misiu robi półeskimoskę, Pijotrek płynie na pomoc, Tajemnik robi zdjęcia.
Przy wsi Trakiszki (6-ty kilometr) lądujemy na
zagospodarowanym polu biwakowym. Piotrek leci 3 km nad J. Ławisa, gdzie podobno jest sklep.
SKLEPU NIE MA. Sytuacjaa staje się napięta.
Dzwonimy do Aleksandrasa do Druskienik. Zepsuł mu się samochód. Koszmar.
DZIEŃ JEDENASTY. Ruszamy z nzdzieją ok. 10.godz. O jedenastej jesteśmy
przy ujściu Uły do Mereczanki 22.km od jej ujścia do Niemna. Rzeka szeroka i płytka.
Bystrza, głazy w korycie. Konfrontację czasem przegrywa kajakarz,
czasem przyroda.
Następny postój w Puwociach. Sklep zamknięty. Pojawia się hamletowskie pytanie: Co robić ? Misiu organizuje referendum,
które wypada tragicznie dla Tajemnika. Płyniemy dalej.
Trzy km przed ujściem Mereczanki do Niemna dopływamy do mostu na drodze Druskiniki - Wilno.
Na prawym brzegu pole namiotowe i sklep. Lądujemy. (Tajemnik się nie zatrzymuje, gdyż nienawidzi tej pijackiej bandy)
Dopływamy do Niemna zaznając (nie)przyjemności płynięcia wątłą łódeczką po wielkiej rzece). Rozkładamy obóz na lewym brzegu, na przeciw Merecza,
z widokiem na kościół fundacjii Władysława Jagiełły i Górę Krółowej Bony tuż nad rzeką.
Wreszczie można coś zjeśc i zaśpiewać.
DZIEŃ DWUNASTY. Przyjeżdża firma Campa i wracamy na Ojczyzny łono.
W Augustowie robimy imprezę pożegnalną, o której legenda przetrwa lata.
PODSUMOWANIE:
Wisińczą płynęliśmy cztery dni - ok. 39km
Solczą jeden - 29 km.
Ułą dwa i pół dnia - 56 km.
Mereczanką trzy i pół - 78 km.
RAZEM: 11 dni i 202 km.
POWRóT.....