24 - 25 kwiecień 2009.
Rudy, Tajemnik, Piotrek, Jarek
Wtorek
Jak zwykle o 7.00 rankiem wyruszamy. Przyczepę mamy przypiętą do pięknego auta o nazwie "Sobol".
Sprawuje się ono świetnie, aczkolwiek do czasu. Już za Oświęcimiem jakby traci swą potężną moc.
Z trudem wyprzedza traktor, a chwilę później zamiera. 500m od drogi widzimy jakiś warsztat (naprawy maszyn rolniczych).
Zostawiamy tam sobola (później okazało się, że powodem problemów był brak paliwa). Tymczasem Rudy dzwoni po pomoc do kuzyna i po godzinie
jedziemy dalej. O 12.30 meldujemy się w Kirach.
Oglądamy Kirowa Wodę - woda w zasadzie jest, a prąd potoku niespodziewanie prędki. Całe szczęście, że jesteśmy naładowani
(a właściwie nawaleni) adrenaliną, lub czymś podobnym. Tylko na twarzy Rudego widać duże zmęczenie podróżą.
Przepakowujemy bagaże, odsyłamy samochód i o 13.30 startujemy.
Już po 50m
Tajemnik zalicza pierwszą półeskimoskę (nie zdążył założyć fartucha).
Prąd rwie ponad 10km/h. Kajaki ślizgają się po kamieniach, ale właściwie
płynie się bezpiecznie.
Mimo to zachowujemy się ostrożnie, często
zatrzymując się i patrząc w przyszłość.
(a także wzmacniając się psychicznie). Potok rozlewa się szeroko,
lecz w niektórych miejscach jest
wąsko, czyli trudno i nie wszyscy decydują się przepłynąć.
W pewnym miejscu na prostym odcinku zwalony świerk zamyka przepływ. Ratujemy się wpływając na kamieńce.
Tajemnik wybrał lewą stronę, którą nie dało się obejść drzewa. Przy przeprawie na brzeg prawy prąd unieruchomił go na środku (mimo iż wody
było jak to w Dujajcu). Dopiero rzucona linka pozwoliła wydostać się na brzeg.
I tak docieramy do spływu Kirowej Wody i Siwej Wody (Chochołowskiego Potoku). To początek Czarnego Dunajca.
Przepłynęliśmy 3km w godzinę. Jest tam duży pusty plac, na którym można rozpalić ognisko. W górze latają śmigłowce.
Rzeka robi się ciekawsza. Wody trzy razy więcej. Prożki nie wiadomo naturalne czy sztuczne, bo całe pokryte wodą.
Po paru kilometrach lądujemy aby rozprostować kości. Na brzegu jakiś tubylec marnej postury odgraża się,
że dzisiaj kogoś zabije.
Dla kurażu daliśmy mu więc śliwowicy, która pozbawiła go chęci zabijania, a nawet przytomności.
Dopływamy do pierwszego sztucznego progu w Witowie. Przenieśliźmy kajaki brzegiem, a tuż przy miejcu wodowania
wypatrzyliśmy kawał pustego placu.
Miejsce idealne na nocleg. Było to zaplecze tartaku, ale opał był tylko w postaci trocin,
które wydzielały wielką ilość dymu i mocną woń.
Natomiast widok był piękny.
Środa Start jest trudny, bo mało wody, za to dużo głazów, na których można gwałtownie
zmienić kierunek.
Rudy płynie zaskakująco ostrożnie. (zdaje się, że wczoraj miał trudne momenty). Popół godzinie robimy przerwę
na podleczenie starganych nerwów. Po godzińie od startu dopływamy do mostu w Chochołowie.
Tu kończymy spływ, gdyż z Chochołowa do Czarnego Dunajca na długości 10km rzeki znajduje się siedem progów niemożliwych do spłynięcia.
Lepiej więc zamiast męczyć się przenoszeniem kajaków,
napić się piwa. Co też czynimy w restauracji przy moście. I to by było na tyle.
POWRóT